Wierzyliśmy jak nikt
"I
czy przyjaźń tak bardzo różni się od miłości? Wykreśl z niej
potencjalny seks, a będzie w niej chodzić dokładnie o to samo, o bycie
tu i teraz. O to, że istnieje się w czyimś życiu. Że robi mu się miejsce
w swoim."
Homoseksualizm to dla wielu Polaków wciąż temat tabu. Nie lubimy mówić o inności, wielu z nas, gdy dowie się, że ten czy tamten jest homoseksualistą, robi wielkie oczy ze zdziwienia a nowa informacja przez kilka następnych dni, jak nie tygodni jest plotką numer jeden.
Sytuacja
wygląda zupełnie inaczej, gdy „wyjścia z szafy” cytując za Rebeccą Makkai — dokonuje
nasz bliski krewny. Wtedy uchowaj Boże, przed przedostaniem się tej
informacji do wiadomości publicznej. Oczywiście nie chcę generalizować,
bo jak zawsze i ze wszystkim są ludzie i taborety. „Wierzyliśmy jak
nikt” zrobiło na mnie bardzo dobre wrażenie. Nie łatwo jest pisać
powieść historyczną osadzoną w realiach, które większość z nas może
pamiętać. Zaraz podnoszą się głosy, że: „tak nie było”, „przesadza” i
tym podobne. A wziąć do tego na warsztat tematykę homoseksualizmu i Aids
to jak dla mnie podwójne chapeau bas. Od wielu lat słyszymy, że Ameryka
to kraj tolerancji, wielkich możliwości, tam każdy może być sobą i nikt
go za to nie osądzi. Makkai obnaża w swojej powieści ten mit.
Homoseksualny półświatek, ukrywający się w swoim towarzystwie, tak
hermetyczny w obawie przed ciągłymi atakami heteryków.
W „Bohemian Rhapsody” - amerykańsko-brytyjskim filmie biograficznym poświęconym historii zespołu „Queen” i jego frontmana - Freddiego Mercurego,
który sam zmarł na powikłania wywołane przez Aids, widzimy wygładzony
obraz choroby. I tak lubimy o niej myśleć, właśnie przez pryzmat
szklanego ekranu. Wydaje mi się, że dla wielu z nas, z naszego
bezpiecznego przyczółka, takie choroby są czymś, o czym nie warto
rozmawiać. Chorują na nie narkomani albo zboczeńcy. W sumie to może
sobie nawet na to zasłużyli. Przecież jakby byli „normalni” nic złego,
by ich nie spotkało. - Prawda, że brutalne? A jednocześnie takie
prawdziwe. Tymczasem tylko w 2019 roku na Aids zmarło na świecie 690
tys. ludzi, kolejne 1 mln 700 tys. usłyszało brutalną diagnozę.
W
„Wierzyliśmy jak nikt” przenosimy się do Chicago połowy lat 80'tych, a
właściwe do jednej z jego najsłynniejszych dzielnic. Razem z bohaterami zwiedzamy Boystown. Teraz
to jedna z najmodniejszych dzielnic miasta, kiedyś niemal getto.
Powieść nie ma porywającej fabuły. Jej najmocniejszymi stronami są
postacie i realizm. Wachlarz ludzkich charakterów osadzonych w świecie
ciągłego strachu. Namiętności, zdrady i przyjaźnie po grobową deskę.
Osią książki są dwie główne postacie, a także dwa wątki czasowe. Lata
80'te i rok 2015. To bardzo skrajne zestawienie. Na szczęście rzadko
kiedy doświadczamy w życiu takich sytuacji, w których dowiadujemy się, jak dużo
potrafimy znieść. „Wierzyliśmy jak nikt” to nie tylko opowieść o: życiu,
śmierci, prawach człowieka i szeroko rozumianej tolerancji, to przede
wszystkim opowieść o tym, jak ciężko jest żyć, gdy najbliżsi odeszli.
Komentarze
Prześlij komentarz